odrobiną niewiedzy zachwycić piękny umysł.

Jedna łza ciągnie za sobą drugą, tak jest zawsze, próbujesz z nimi walczyć, ale to na nic, dalej wiodą bezwzględną wędrówkę po policzku, pozostawiając po sobie słoną pamiątkę z chwili słabości… Łzy nie kłamią, nie pokazują obłudnej tafli życia, nie pytają, niemniej jednak – nie rozumieją, nie muszą rozumieć, mają bezprecedensowo stać na straży naszych myśli, tych, które radują i tych, które potrafią nas unicestwić. Nie są zbędne, towarzyszą ludziom wrażliwie patrzącym na świat, słabym, obolałym od porażek, dla stłamszonych ranami. Płacz wypłukuje ból, wybawia rozdarcie jak odplamiacz. Płacz – on po prostu jest. Co prawda, kojarzy się ze smutkiem, ale może to i lepiej? Przynajmniej tkwisz w przekonaniu, ze masz przyjaciela, który nie zostawi Cię w destrukcyjnym momencie, który rozbija lustro dnia codziennego na miliony kawałków nie do złożenia.

Sens płaczu ma szeroką gamę argumentów, ale zastanawiając się nad sensem i bezsensem, trudno jest stwierdzić czy sens na swój sens, a bezsens swój bezsens. Analizując każdy element od podstaw można powiedzieć, że gdyby nie byłoby sensu to bez niego nie mógłby egzystować bezsens, dwie wykluczające się kwestie, które nie umiałby istnieć nie zaprzeczając sobie. Z ludźmi jest podobnie, są jednostką podstawową, gdyby ich nie było, nic nie miałoby znaczenia, ludzie tworzą samych siebie, dostrzegają własne potrzeby i im zaradzają, szukają swojego dopełnienia, szukają sensu w bezsensie i bezsensu w sensie. Szukają kogoś…osoby mentalnie przeciwnej do osobowości skrywanej pod indywidualnym imieniem, bo przecież każda ANIA oddychająca powietrzem tego świata, nie będzie ANIĄ z Twoich snów. A kiedy już znajdą zagubiony element tej układanki, nie wypuszczają go z rąk, brną z nim w nieznane, by zatracić się w zakazanym szczęściu, którym zachłysnęli się przy swoich pierwszych tchnieniach wiatru.