zabójcze piękno.

To był jedynie pierdolony żart… tak śmieszny, że większość umarłaby poprzez zakrztuszenie się szyderczym chichotem podświadomie dudniącym w głowie. W tej chwili życzę tego każdemu !

Uwielbiam ten stan, budzisz się skręcona w kłębek we własnym łóżku i myślisz – jeszcze pięć minut – potem okazuje się, że dzień i tak dla Ciebie umarł. Bywa i tak… Po kilku natrętnych i uprzykrzających życie tyknięciach zegara, jesteś w stanie zamienić się w seryjnego mordercę własnej szczerości. Wszystko Cię rozdrażnia, masz jednie chęć wtapiać się w ciąg swoich urojeń, które i tak z każdą mimowolnie płynącą minutą chełpliwie prześlizgują ostrze noża po mostku, dając nadzieję sercu, by te podrygiwało w rytm drwiącej sekwencji sinusoidalności. Fakt ten próbuje uprzytomnić Ci wszechwiedzące – „A NIE MÓWIŁEM” – intelektu.  Orientujesz się, że w niniejszym momencie przeleżałaś z psychiką zszarganą prywatną niemocą 24 godziny, a i tak jest to dla Ciebie bez jakiegokolwiek znaczenia. Bez głębszej refleksji nad wydarzeniami strwonionego czasu. Nasuwa się tylko jedno, nie dające spokoju stwierdzenie „po co”. Przecież fala nadchodzących precedensów zmiecie Twoje sumienie jak tsunami…a co gorsze, nie tylko Twoje, ale i innych. Czasem miewasz wrażanie, że urodziłaś się po to, żeby utrudniać wszystko, co wydaje się być nie do skomplikowania. Ot co, paradoksem  życia, jest niechęć do słów, pięknych słów, które w Twoim przypadku potrafią zburzyć 200-letnią twierdzę wiecznych napięć. Jedyne, co teraz jest wyimaginowanym sensem to to, że kiedyś wszystko ustąpi i złagodnieje, do tego stopnia, że pełnią tego, co będziesz mogła ujrzeć jest Twoja osobista linia izoelektryczna ___ .

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *