„w szczęściu wszystkiego są wszystkich cele…”

Usiadła na brzegu ławki , padał deszcz, spoglądała na ludzi, którzy nieustannie karali się brakiem czasu, wolności, życia umykającego przez palce. Zastanawiała się, co tak naprawdę jest jej potrzebne w tętniącej samotnością chwili. Jednak nie potrafiła zaspokoić swojej niewiedzy. Rzęsiste łzy spływały po policzku, łzy bezradności. Nie przejmowała się tym, że ktoś zauważy jej swoistą zasobność własnego rozdarcia. Głuchoniemi przechodzili tuż obok niej, choć tak na prawdę, niemający żadnego defektu kondycjonalnego. Mieli oczy, aczkolwiek nie używali ich, nie chcieli. Wszyscy okaleczeni tworzyli niegdyś jedność, zwartą grupę darzącą się nieskazitelnym wsparciem, zrozumieniem. Teraz każdy z nich jest porównywalny do ujemnej materii, nieustannie szukającej drugiej polowy, kierującej się ograniczonymi priorytetami, tak aby móc dopełnić się do dodatniej linii horyzontu. Pomimo tego uszczerbku, oni nadal nie mogą pojąć tego, iż najprostszą drogą do samospełnienia jest ludzkie szczęście, euforia tłumiona wewnątrz niepozornej postury, wywołana chociażby jednym spojrzeniem piękna codzienności. Popadając w głębszą kontemplację nad marnością każdego istnienia, ona jest w stanie objawić tę prawdę światu, nie ma oporu stwierdzić, iż owa marność ujawnia się pod niewinnym zwieńczeniem wdzięku niekoniecznie doskonałej idei.

BMTH – Chelsea Smile

 

wyjdź!

Chcę tego, ale coś nieustannie podcina mi skrzydła.  Blokuje mnie. Czuję się jak w zamkniętym, kartonowym pudełku,  które ktoś przypadkowo naciął, by móc oddychać. Ale co z tego ? Całe świeże powietrze zostaje stłumione przez przytłaczającą woń  papieru fabrycznego. Dusze się samym przebywaniem z nikłą projekcją własnej osoby. Każdy ruch sprawia niesamowitą trudność, każda myśl tworzy plątaninę fikcyjnych idei, obijających się o naprzeciwległe ściany. Słyszę je, one nie dają mi spokoju. Słysze je, szepcą do mnie   przenikliwą barwą, boleśnie kąsają. Odczuwam ich oddech na swojej twarzy. Pragną zawładnąć moim umysłem, zniszczyć mnie. Usiłują wydrzeć ze mnie serce, oczy. Lecz ja się nie poddam. Wolałabym zostać samobójcą marnej osobowości, niż przegrać te starcie. Całymi dniami pokonuję ową czeluść, a nie jestem nawet w połowie swojego doświadczenia. Życie nie jest dla mnie, ale nie oddam go,  jest najcenniejszym z kruszców. Wiem jednak, że to, co wydaje się mi być tym życiem,  wprawdzie odbiega od pierwotnego konceptu. Trwonię cenne miejsce na ziemi, użalając się nad moim strapionym ego. Ja żyję, istnieję, jestem martwa.

ciemność kradnie moje kredki

Nigdy nic nie sprawiało mi takich trudności jak uczucia. Od zawsze komplikowały moje życie, dlaczego? Nie ma pojęcia. Może nie potrafiłam ich używać w należyty sposób. Jestem jak bezradne dziecko, które miało niegdyś wszystkie kolory kredek, ale z czasem zgubiło wszystkie jakie dawały radość, pozostawiając jedną z nich – czarną – zwiastującą same niepowodzenia. Dusiłam w sobie złość na wszystko. Uważałam, że tak będzie o wiele lepiej, po co komuś zaśmiecać głowę czymś mało istotnym…W końcu eksplodowałam jak wulkan, w najmniej oczekiwanym momencie zmiotłam z ziemi każdy zalążek dobra, pozostawiając po sobie jałową nicość. Wypędziłam z siebie szarą chmurę śmierci, wyładowałam ją na Niej, trafiłam jak piorunem, w samo serce, które w jednej chwili straciło sens dalszego funkcjonowania. Nie pozwoliłam na dalszy obieg sadystycznych obelg, zamknęłam ten krąg, zamknęłam ją we własnym umyśle. Zabiłam ją w mgnieniu oka, przez moją frustrację skrywaną przez upiorne szesnaście wiosen. Brakuje mi Jej, jest mi niezmiernie przykro, ale chciałam tylko, żeby ktoś poczuł się jak ja, stanął na moim miejscu, stał się mną. Co ja narobiłam? Nigdy sobie nie wybaczę, będę żyła ze świadomością, że ominęło mnie coś pięknego, że straciłam coś czego nigdy nie odzyskam, roztrwoniłam swój skarb. Jedność stała się urwiskiem złudzeń, z którego osunęły się dwa głazy, na pozór identyczne, ale tak naprawdę o zupełnie innych rysach. Stoczyły się na dno tej samej rzeki, płynącej w dwóch odrębnych nurtach. Zamknęłam się klatce własnych zmagać. W codziennej bitwie z niemożliwym, ze swoim charakterem, z sobą samym. Upokorzyłam siebie, pozbawiłam fragmentu achillesowego piętna. I co z tego mam? Nic! Nie potrafię w obecnym momencie stanąć na równe nogi, płowy kąt moich czterech, pustych ścian i zakurzonych form, stał się utrapioną nadzieją, ociekającą krwawym przebaczeniem. Teraz mam pewność, zawiodłam, zawiodłam, zawiodłam siebie, a co najgorsze, tych na których mi zależało, a bynajmniej miałam takie wrażenie. Życie w owym świecie jest okrutne, bo ja jestem okrutną szmatą i to chyba właśnie to przechyliło szalę. Otworzyło wrota do nowej rzeczywistości – do świata strapionych własną głupotą… Przyzwyczaiłam się do tego, ale powoli zaczynam się w tym gubić. Na pozór wydaje się to być niesamowicie proste, jednak zauważyłam, że tak nie powinno być, doszukuję się podstępu, ale za każdym razem przeoczam go. Irytuję się i pozostaje w tym samym stanie, w jakim byłam wcześniej, czuję niesmak. Moje nieustanne staranie staje się syzyfową pracą…Potem już nie próbuję niczego zmieniać. Dziwię się moim wypowiedzianym słowom, które wbijają zatrute ostrze w bezradną osobę, pragnącą nad życie mojego szczęścia. Jestem teraz ze wszystkim sama, ale to był mój wybór. Nie mogę się z niego wycofać, nie umiem, chociaż wiem, że mogę błagać o przebaczenie, o drugą szansę. Nie robię tego, boję się. To gryzie się ze mną, przedstawia dwulicową wizję świata. Nie wyciągam pomocnej dłoni, także nie oczekuję, by ktoś mi ją podał. Dlatego jestem taka zawistna? Dlatego nie potrafię z łatwością adaptować się w gronie najukochańszych? Najprawdopodobniej tak. Codziennie zabijam swoje słońce, ratujące nastający dzień od wiecznego cienia.

cele

Ciemność, szarość, nicość – to czeka człowieka niemającego żadnych planów na przyszłość. Bezlitosna pustka – taką mam w sercu – zatrze wszystkie blizny, zamieni się w pył, który z biegiem czasu zasili pobliskie pola gorzką garstką nadziei. Zostanie rozwiany przez szorstkie tchnienie tlenu w płucach. Rozerwie na strzępy każdy pęcherzyk, który nieubłaganie będzie domagał się zaczerpnięcia świeżego powietrza. W żyłach zawrze krew, rozpali najgłębsze myśli, skłoni do działań, których Ty nie będziesz w stanie wykonać. Wszystko rozejdzie się po kościach, nim zauważysz jakąś różnicę zabraknie Ci ułamka sekundy, by coś z tym zrobić, uwierz. Niejednego cechuje wymuszona ślepota na to, czego nie chce widzieć. Mózg stymuluje wiele obrazów, dobrych i złych, ale tylko Ty jesteś w stanie rozpoznać co na nich widnieje. To jak wydobycie esencji, której trzeba skosztować, aby zrozumieć. Odróżnienie tych spraw, nie jest zadaniem dla amatorów kiepskiego bytowania na pograniczu fauny i flory. Jedynie głupiec rzuca się w ten bezkres, sądząc, iż oczy przedstawiają niezdeformowaną iluzję życia. Jeśli jesteś jednym z nich, to właśnie zrozumiałeś, że to ten moment, w którym uświadamiasz sobie, że stoisz nad przepaścią. Możesz w nią wpaść, bez wątpienia, ale jeśli dokonasz właściwego wyboru, to w jakiś sposób wynagrodzisz sobie to, co straciłeś przez te lata. Podjęcie stosownej decyzji zabliźni ranę emanującą wypaleniem egzystencjalnym, będzie stanowić rekompensatę, jaką rzekomo od dawna powinieneś zrobić. Dlatego każdy ruch, jaki wykonujesz musi  być doskonale przemyślany, abyś z każdą mijającą błogo chwilą, nie musiał głowić się nad swoim wstydem.

bullet in my heart

Gdzie byłeś jak Cię potrzebowałam ?  Każda łza, która spłynęła po policzku powinna być przez Ciebie wynagrodzona! A teraz, wszyscy prości ludzie wierzący w Twoje istnienie, w rzeczywistości nie zastanawiając się nad sensem tego, co wydaje się im być prawdą. Dlaczego więc pozwalasz na to zło wokół? Wystawiasz nas na próbę ? Wątpisz w naszą szczerość ? Każesz nas, mnie. Może to jedynie Twoje chore ego, władza nad nami, posiadanie najwyższego szczebla w marnej hierarchii pospólstwa, które od tak poddaje się testom jak króliki doświadczane. Nie wiem, ale ta partia szachów zdecydowanie mnie nie inspiruje. Jeśli jestem tylko głupim pionkiem w tej grze, to wolę sama się usunąć, niż byś Ty miał to zrobić. Nie chcę zniżyć się do poziomu, jakim dyskryminujesz swoją lichą postać, przykro mi, ale rezygnuję z tego układu.

 

Sleeping with Sirens – If I’m James Dean, Then You’re Audrey Hepburn

Stań nad przepaścią
rozłóż ręce
poczuj tę wolność, o której tak dawno marzyłeś
bądź panem własnego losu
zrób w końcu to, czego pragnąłeś
nie zwracaj uwagi na niechęć innych
zawsze znajdą się tacy,
którzy obdarzą Cię swoją nieskazitelną krytyką,
ukrytą pod ciepłymi słowami: ” taaak! idź to wspaniały pomysł!”
słysząc w myślach szyderczy śmiech diabła
nie próbuj mu udowodnić, że nie ma racji,
przeciwnie to ty stań się nim
i podstępnym planem skończ to, co zaczął
nie bądź słaby, każdy z nas ma coś na sumieniu,
część siebie, której się wstydzi ujawnić
za wszelką cenę chce ukryć błędy człowieczeństwa
nie jeden chowa je co noc pod poduszkę,
by nigdy nie ujrzały światła dziennego,
to jest słabością
A ty, nie miałeś być taki, pamiętasz ?
więc staw czoła światu
i podziel się swoją urażoną duszą z gorszą resztą tego wszystkiego.

 australian online casinoaustralian online casino

i’m sure.

Czasami stoisz na rozstaju dróg i nie wiesz, który kierunek obrać, tak aby nie zaszkodził Tobie, innym. Starasz się stawiać każdy krok z wielką ostrożnością, nie chcesz stąpać po kruchym lodzie, upewniasz się, że takie życie ci odpowiada. Ale co jeśli poczujesz siłę nie będąc sobą? Potem trudno jest trafić we właściwe tory. Musisz zastanowić się głęboko nad tym, kim jesteś, czego szukasz, potrzebujesz, pragniesz. Przecież wszystko jest dla ludzi, lecz trzeba mieć w tym umiar. Dlaczego od tak dawna nie mogę znaleźć brakującego elementu. Staram się, ale i tak nic z tego nie wychodzi. Czasem po prostu mam dość poddaję się, jednak nie do końca, pewna część mnie domaga się większej charyzmy, zaangażowania… Chyba czas znaleźć swoją drugą połowę, tak będzie łatwiej. Zainteresowany ? ; )

męczarnia

Ponownie zaczęło się coś nowego, każdy wie o czym piszę… TAK jesteście wspaniali, to szkoła ; /

Kolejny dzień, nowe zmartwienia. Jest ich coraz więcej, rosną tak szybko, jak chwasty, nie sposób nad nimi zapanować, wzmagają swoją siłę jak nadciągające tsunami. Nie wiesz kiedy, ale już pochłonęło Cię całą. Wpadam w otchłań, której nikt dotąd nie poznał, widzę to, czuję. Chłód przeniknął mnie do szpiku kości, nie odczuwam bólu,nie jest już moim sprzymierzeńcem, jest kompanem, z którym przejdę swoją ostatnią drogę. Wiem to na pewno. On jest chyba częścią mnie, zaczynam w to wierzyć. Pogmatwanie . Myślisz racjonalnie, bynajmniej tak Ci się zdaje, ale co z tego, jeśli bujasz w obłokach i powoli nie potrafisz odróżnić swoich wysnutych marzeń od rzeczywistości, od tego, co w prawdzie jest najcenniejsze. W niczym nie widzę różnicy, z upływem czasu myślę stereotypami. Niby mają w sobie ziarnko prawdy, ale są i takie które kłamią. Jednak niektóre są bezbłędne, ja znam tylko jeden, „żyjesz po to, by umrzeć”. Nie zgodzisz się? Ja owszem. Życie przygotowuje nas do łagodnego osunięcia się pod ziemię.

 

wszyscy mamy źle w głowach

Lubię te uczucie, gdy wszystko wydaje się być łatwe. W rzeczywistości takie jest, trzeba w to uwierzyć, by stało się prawdziwe. Jeszcze niedawno byłam przesycona nienawiścią i złością na każdego wokół. Dziś jest zupełnie inaczej. To dzięki niej, ona była dla mnie wsparciem przez ten czas, kiedy moje „być, albo nie być” zachwiało się. Egzystowało na cienkiej linii, dzielącej życie i śmierć. Obecnie jestem już pozytywniej nastawiona na następne godziny. Dlaczego? Sama nie wiem. Mogę się tego domyślać, co nie jest prostym zadaniem. Taak, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że zerwanie toksycznych znajomości wiele w tym zdziałało. Wyzwoliło, pozwoliło na swobodne decydowanie o samej sobie. Doceniłam to, co zgubiłam gdzieś po drodze, brodząc w schizofrenicznej próżni wypełnionej paranoicznym wizerunkiem świata, znalazłam to, znalazłam to, czego szukałam. Wiem, że od tak nie zrywa się łączności z dawnym sobą, nigdy się to nikomu nie udało i nie uda, nawet mnie. Nie próbuję zapomnieć o tym, co niegdyś miało miejsce, co rozszczepiało radość przez pryzmat na wiązki różnych problemów, które w jakikolwiek „sposób” próbowałam rozwiązać. Czasem bezskutecznie, ale i tak się zdarza. Jeśli wyzbyłabym się tego, straciłabym najważniejszą cześć siebie. Tak dziwnie to brzmi, ale ja się nie pomyliłam. Ten cały bagaż, jaki pewną niezidentyfikowaną metodą praktykowałam, nauczył mnie doceniania tego co się ma – życia. Zadaniem człowieka jest błądzić, błądzić do tego stopnia, by w końcu trafić na odpowiednią drogę, wskazującą cel. Tego trzeba się trzymać. Chwycić tak mocno, aby poczuło się to całym sobą, aby nie mogło się nabrać w płuca powietrza, bo tak naprawdę nie tlen jest potrzebny do podtrzymywania akcji serca, lecz Ty sam i twoi prawdziwi przyjaciele.

for F

bezradność

Długo mnie nie było, no ale cóż musiałam poukładać pewne sprawy : ) Zacznę więc tak…

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami…Żartuję oczywiście.

Chociaż w pewnym sensie jest to bajka o dobru i złu, gdzie wszystko wydaje się klarowne, dążące do zwieńczenia happy end’em, takie jednak nie jest, nigdy nie będzie. Żyłam w przekonaniu, że ludzie, którym ufam, są wobec mnie szczerzy. Myliłam się, oni czekają, by w najmniej oczekiwanym momencie wbić mi niepostrzeżenie nóż w plecy. Tak właśnie, nie wolno opierać się złudzeniom, jakie tworzy wokół siebie, ten który staje się Twoim cichym mordercą. Nie powinno się obrażać zaufaniem kogoś w większej mierze, niż ma się go do samej siebie. Może piszę bzdury, ale na to wygląda. Każde słowo poniekąd, przyczynia się do głębszych przemyśleń. Wydawałoby się, że całokształt idzie zgodnie z planem… Ale czy na pewno?  Analizując każdą niczego nie wartą chwilę, można wyciągnąć z niej cenną wskazówkę, analogicznie rzecz biorąc, to samo byłoby z najważniejszym momentem życia. Więc czego tak naprawdę oczekuję od siebie? Rozwiązanie tej zagadki zabiorę najprawdopodobniej do grobu. Podobno u kresu dowiadujemy się tego, czego zwykliśmy szukać, podczas gdy serce próbowało bezradnie wczuwać się w rytm zegara. Dlatego jestem w stanie określić sobie dość przystępne zasady, drogowskazy. One od zarania dziejów pomagały wydostać z wciągającej człowieka nostalgii. Lecz zanim do tego doszłam, zauważyłam, że od dawna karmię się nimi i nic mi to nie daje. Nie wliczając kilkunastu blizn i potoków ściekającej krwi po nadgarstkach, którą zapewne On mógłby napoić wszystkie spragnione dzieci w Sudanie. Czyli stwierdzam wszem i wobec, że ten mit został kategorycznie obalony! Ktokolwiek może powiedzieć, że nie tylko ja mam problemy, to oczywiste, rozumiem, ale po co mówić, że inni mają gorzej?  Jeżeli teraz chodzi tu o moją osobę, uporaniem się ze swoim chorym „ja”. Potem mogę się zająć pozostałością, niedotyczącą mnie. Najpierw trzeba zaakceptować siebie, by móc odnaleźć się w tym, co znajduje się za oknem. Czuję, że jeszcze długo posiedzę w zamknięciu, ale to i tak sukces, że jeden z tych etapów pozostawiłam za sobą. To dziwne, ale toksyczne uczucie powoli traci na sile, ciekawe na jaki czas. Z rozpaczą patrze na to, co piszę. Nigdy o tym bym nie powiedziała. Jestem wręcz załamana, bo przez to uświadamiam sobie, że jest ze mną źle. Na co dzień nie jest to aż tak zauważalne. Taak, amatorskie zdolności aktorskie.
Mam przeczucia, że TEN monolog zakończy się dla mnie lada chwila dosyć spektakularnie, a przede wszystkim tragicznie.

wystarczy chwila, by postradać zmysły
wystarczy zmierzyć się z samym sobą
mnie to już nie przeraża, jestem miernotą w porównaniu do świata, do Ciebie
ale co jeśli stanęłabym we wrotach do piekła?
Nie martw się byłam już w nich – 48 godzin temu – przeżyłam
co z tego, jeżeli wymierzyło piętno na duszy
trudno żyć z nim
za wszelka cenę muszę wymazać kilka kartek z kalendarza
spalić je na stosie razem z innymi, poległymi w tej wojnie

 

Auuu.

Kiedyś zastanawiałam się co jest gorsze, miłość czy nienawiść? Trapi mnie to do tej pory. Lecz z każdym mijającym dniem bardziej przemawia do mnie pierwsza opcja. Rani, ciągle mąci myślami, nie daje racjonalnie postępować. Jest jak krwawiąca szrama, która nie ma zamiaru nigdy się zagoić. W sumie to zależy od człowieka, a do mnie w zupełności nie przemawia takie cierpienie. No cóż, bywa i tak… Wolałabym nienawidzić, to o wiele łatwiejsze, wiesz na czym stoisz. Wiesz, że masz twardy grunt pod stopami. Wystarczy wyeliminować szkodnika, by móc swobodnie żyć. Jednak nie byłabym sobą, żebym nie wpakowała się w bagno, które wciągnęło mnie po sam czubek nosa. Codziennie zmagam się z tymi dwoma uczuciami, dają one o sobie znać w najgorszej formie. Kocham a zarazem nienawidzę jednej osoby. Wybacz, ale takie są realia. Mam wrażenie, jakby ktoś każdego ranka wbijał mi drewniane kołki w oczy, posypując solą. Tak mówię właśnie o Tobie, uwierz. Już nie wytrzymuję, przecież to jest sprzeczne, paradoksalne wręcz. Kochać=uszczęśliwiać, nie cierpieć – mówi samo za siebie, a ja cyklicznie wylewam z siebie litr łez, ostrych jak brzytwa, po czym uświadamiam sobie, że jesteś całym moim światem. Bijącą częścią serca, które sprawia, że chcę wstawać każdego dnia, choćby i o tej 13, jak to zawsze bywa. Żebyś wiedział, ile mam niekontrolowanych blizn na oczach, na duszy. Błagam więc, zdecyduj się jak masz dalej żyć, bo sprawiasz okropny ból…