„w szczęściu wszystkiego są wszystkich cele…”

Usiadła na brzegu ławki , padał deszcz, spoglądała na ludzi, którzy nieustannie karali się brakiem czasu, wolności, życia umykającego przez palce. Zastanawiała się, co tak naprawdę jest jej potrzebne w tętniącej samotnością chwili. Jednak nie potrafiła zaspokoić swojej niewiedzy. Rzęsiste łzy spływały po policzku, łzy bezradności. Nie przejmowała się tym, że ktoś zauważy jej swoistą zasobność własnego rozdarcia. Głuchoniemi przechodzili tuż obok niej, choć tak na prawdę, niemający żadnego defektu kondycjonalnego. Mieli oczy, aczkolwiek nie używali ich, nie chcieli. Wszyscy okaleczeni tworzyli niegdyś jedność, zwartą grupę darzącą się nieskazitelnym wsparciem, zrozumieniem. Teraz każdy z nich jest porównywalny do ujemnej materii, nieustannie szukającej drugiej polowy, kierującej się ograniczonymi priorytetami, tak aby móc dopełnić się do dodatniej linii horyzontu. Pomimo tego uszczerbku, oni nadal nie mogą pojąć tego, iż najprostszą drogą do samospełnienia jest ludzkie szczęście, euforia tłumiona wewnątrz niepozornej postury, wywołana chociażby jednym spojrzeniem piękna codzienności. Popadając w głębszą kontemplację nad marnością każdego istnienia, ona jest w stanie objawić tę prawdę światu, nie ma oporu stwierdzić, iż owa marność ujawnia się pod niewinnym zwieńczeniem wdzięku niekoniecznie doskonałej idei.

BMTH – Chelsea Smile